Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   482   —

∗             ∗

Gdy nazajutrz poranek zaświtał,
Przyleciały dwa wrone gawrony
Od kossowskiej szerokiej równiny
I upadły na białą wieżycę,
Na wieżycę sławnego Łazarza;
Jeden kracze, a drugi przemawia:
„Toż wieżyca sławnego Łazarza;
Czemuś głucha; czy niema nikogo?“
W całym dworze nikt tego nie słyszał,
Ale tylko słyszała carzyca;
Zbiegła prędko po schodach na prawo,
Za nią zbiegły dwie córy zamężne,
Wukosawa i Mara nadobna.
Łkając, pyta carzyca Milica:
„Oj, przez Boga, dwa wrone gawrony,
Skąd lecicie tak białym porankiem?
Może z boju? może z pod Kossowa?
Czyście wojsko potężne widzieli?
Czy się z sobą już wojska spotkały?
Które przecie odniosło zwycięstwo?“
Przemówiły dwa wrone gawrony:
„Pokój tobie, carzyco Milico!
Od Kossowa lecimy porankiem,
Widzieliśmy dwa wojska potężne,
Kiedy z sobą potkały się wściekle.
Już carowie z obu stron polegli.
Z Turków wprawdzie zostało niewielu,
Ale z Serbów choć który i żywy,
Albo ranion, lub we krwi się broczy“.
Gdy prawiły tak wrone gawrony,
Aż się zjawił nadworny Milutyn,
Prawą rękę niósł w ręce swej lewej,
Siedemnaściekroć razy raniony;
Koń krwią czarną opiekły calutki.
Zawołała ku niemu carzyca:
„Co ci? co, co? o, biedny mój sługo,
Żeś odstąpił tak cara samego?“
Odpowiedział nadworny Milutyn:
„Pani moja, zsiąść pomóż mi z konia!
Daj mi zimnej tu wody na skronie,
Pokrop winem czerwonem me członki;
Dokuczliwe nad siły me rany“.
Dopomogła zsiąść z konia carzyca,
Zimnej wody podała na skronie,
Winem członki obmyła zbolałe.
Kiedy nieco orzeźwiać się począł,
Przemówiła powtórnie carzyca:
„Cóż się stało tam w boju kossowskim?
Kędyż poległ przesławny car Łazarz,
Kędy poległ sędziwy Jug Bohdan?
Kędy legli bracia Jugowicze?
I zięć jeden Miłosz wojewoda?
I zięć wtóry, sławny Wuk Brankowicz?
I kochany Banowicz Strachinia?
Kędyż, kędyż, o, wszyscy polegli?
Wtedy zaczął swą powieść Milutyn:
„Wszyscy, pani, o, wszyscy polegli;
Kędy poległ przesławny car Łazarz,
Połamanych tysiące tam włóczeń,
Włóczni serbskich i włóczni tureckich,
Jednak więcej serbskich niż tureckich,
Bo Serbowie ginęli przy panu,
Panu swoim i twoim, o, pani!
A Jug, ojciec twój, pani kochana,
Zginął niemal na pierwszem spotkaniu,
Legło przy nim i ośmiu też synów,
Bo brat brata odstąpić nie chcieli,
Póki który mógł władać orężem...
Już był został sam Boszko Jugowicz,
Pod Kossowem chorągwią wywijał
I uganiał za Turków chmarami
Jako sokół za śladem gołębi...
Ale ugrzązł we krwi po kolana.
Obok poległ Banowicz Strachinia.
Wielki Miłosz, o, pani, zabity
U Sitnicy, nad samą tuż wodą,
Kędy mnóstwo też legło i Turków,
Miłosz bowiem ściął cara Murata,
Zbił dwanaście tysięcy janczarów,
Niech Bóg niebo da jego rodzicom,
Wieczną chwałę zostawia on Serbom
I żyć będzie w pieśniach i powieściach,
Póki tylko ludzi i Kossowa!
A nie pytaj o podłego Wuka.
O! przeklęty dom, który go spłodził,
O! przeklęty ród i pokolenie!
On to zdradził cara na Kossowem,
Odprowadził dwanaście tysięcy,
Pani moja! — najtęższych pancernych.

(J. B. Zaleski).