Mężowie! bóstwa, co długo kraj cały
Burzami siekły, dziś mu spokój dały.
Ja-m was dlatego wezwał przed innemi,
Bo wiem, że wyście każdej życia chwili
Dzielnem ramieniem tron Laja[1] chronili;
Póżniej Edypa, gdy władał w tej ziemi,
A później z równą wiernością i chwałą
Wspierali synów, gdy ojca nie stało.
A kiedy wspólne wywiodły ich losy
Do boju, w którym przez dwa niecne ciosy
Razem z ich życiem zginęła i zwada;
Więc tron i władza mnie, po krwi, przypada.
Nie wprzód człowieka człowiek zmierzyć umie
Po jego duszy, sercu i rozumie,
Aż się u rządów z myśli swych wygada.
Co do mnie wszakże, ja rządów sternika,
Co rad cnych ludzi w żadnej nie ma cenie,
Owszem ich usta postrachem zamyka,
Najgorszym człekiem mieniłem i mienię.
A ten, co dobro druha ma na straży
Więcej niż kraju, nic u mnie nie waży.
Świadczę się Zeusem wszechwidzącym, jako
Sam pierwszy wydam przed wami wszelaką
Zdradę, grożącą ojczyźnie; jej wrogi
Nigdy do uczuć mych nie znajdą drogi.
Ja-m dobrze świadom, że dola szczęśliwa
Wszystkich nas z dobra ojczyzny wypływa,
I że, gdy szczęściem cały kraj zasłynie,
To nam na wiernej nie zbędzie drużynie.
Takie zasady państwo nasze wzmogą.
Takich ja zasad postępując drogą,
To, względem synów Edypa, ziomkowie!
Dla powszechnego pożytku stanowię:
- ↑ Władca, Teb, ojciec Edypa.