Znoś, o serce, pocichu i najgorsze losy,
Gmin tylko małoduszny w rozpaczy rwie włosy.
Jękiem nie zwiększaj złego, co się zmienić nie da,
Bo przyjaciół zasmucisz, a wrogów czereda
Hymn tryumfu podniesie. Człowiek nie uciecze
Wyroku, jaki bóstwo nań w niebie wyrzecze,
Nawet choćby się rzucił w ocean głęboki,
Lub się zapadł pod ziemię w Tartarejskie mroki.
Chciałem śpiewać o Atrydach;
O Kadmusie chciałem śpiewać:
Lutnia wszakże Erosowi
Pieśń pochwalną chce wygrywać.
Odmieniłem struny lutni,
Odmieniłem lutnię całą:
Chciałem śpiewać trud Herakla,
Lecz znów z lutni: Eros! grało.
Taki widać duch już wieszcza.
Bohatery, bądźcie zdrowi,
Lutnia moja musi śpiewać,
Będzie śpiewać Erosowi.
Kruchej bułki odrobina,
A do tego czasza wina —
I po mojem wnet śniadaniu.
Teraz wezmę lutnię z ściany,
Polinebrze mej kochanej
Pieśń zanucę o kochaniu.
Przynieś wina, przynieś wody,
Skroń mi kwiatem wieńcz różowym;
Bo się puścić chcę w zawody,
Bić z Erosem wartogłowym.
Moje włosy — ach! już białe,
Moja broda — ach! już siwa,
Zębów rzędy już niecałe:
Gdzie ma młodość, gdzie szczęśliwa?
I jasności tej słonecznej
Już mi wiele nie sądzono;
I płacz bierze mię serdeczny,
Bo mi straszne ziemi łono.
Ach! bo straszna, straszna droga
W loch okropny i daleki,
I jak łatwo schodzi noga,
Tak nie wróci już na wieki.