Ni się kończyły jednym i drugim zawody,
A zawsze się jednaki koniec wojny jawił.
Lecz gdy im Jowisz wszystko dogodnie zastawił:
Nektar i ambrozyją, czem bogowie sami
Żyją, z porosłemi się uczują sercami.
Rzekł zaś bogów i ludzi Ojciec słowom takiem
Do sytych ambrozyi i nektaru smakiem:
„Słuchajcie mnie, cne dzieci Urana i Ziemi!
„Niech się wam dziś otworzę z myślami mojemi!
„Już jedni przeciw drugim walcząc ostro wzajem
„Codziennie o królestwo cios sobie zadajem.
„Chcą królować Kronidzi, chcą bogi — Tytany,
„Dotąd zaś i wy i my nie mamy wygranej.
„Lecz których siła wielka i niezwyciężona.
„Wy pokażcie na wojnie Tytanom ramiona.
„Pamiętni przyjacielskiej usługi, jeżeli
„Czujecie, jak niedawno wieleście cierpieli,
„Z jakiegoście więzienia do światła wrócili,
„Bośmy was naszą radą z ciemności dobyli“.
Tak rzekł: jemu zaś Kottos ogromny odpowie:
„Szczęśliwy! to, co wiemy, wspominasz w twej mowie.
„Znamy to, że celujesz między bogów tłumem
„Sercem odważnem i że celujesz rozumem,
„Potężny Nieśmiertelnych skrzywdzonych mścicielu!
„Ty ich od klęsk okropnych ocaliłeś wielu.
„I my sami winniśmy twojej roztropności,
„Że znów wyrwani z przykrych więzów i ciemności,
„Wiele niespodziewanych nieszczęść wycierpiawszy,
„Powracamy, Kronosa synu najłaskawszy!
„Więc teraz, królu! na twej polegając radzie,
„Stałym umysłem ciebie bronić będziem w zwadzie,
„W najmocniejszych utarczkach zwalczymy Tytany,
„Żeby ci rząd najwyższy świata był przyznany“.
Tak rzekł — a wszystkie bogi, plemię, Kronidowe,
Wysłuchawszy Kottosa, pochwaliły mowę.
Wraz wszyscy pożądali spotkać się najjawniej,
Kto mocniejszy, — daleko usilniej, niż dawniej.
Wraz był powszechny pożar wojny obudzony,
Gromadno przeciw sobie wstały obie strony.
Był i kobiet i mężczyzn w dzień ów zapał srogi,
Ruszyli się Kronidzi i Tytany bogi,
Wszyscy, — ruszyli i ci z ramiony silnemi,
Co ich Jowisz z Erebu wydobył z pod ziemi.
A ci byli potężni, bystrzy, srodzy męże,
Mający ręce trwalsze nad wszelkie oręże.
Każdemu razem sto rąk z ramion wyrastało,
I na karku pięćdziesiąt głów razem sterczało.
A ogromnością członków hartownych straszyli.
Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/121
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 107 —