Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   94   —

I wlecze w jasyr, gdzie ją trud czeka i biada,
Gdzie ból rozpaczy krasę z lic kwitnących wyssie...
Taki ból łzy wyciskał i tobie, Odyssie!

Alkinoj pyta gościa o przyczynę wzruszenia, o jego nazwisko i koleje. Odyseusz wyjawia, kim jest, i opowiada swoje przygody od chwili, gdy wypłynął z pod zdobytej Troi. Zapędzony burzą na nieznane morze, miał ciężką przeprawę z dzikim jednookim cyklopem, którego przez ciekawość chciał poznać i w tym celu, wziąwszy z sobą dwunastu ludzi, zapas wina i żywności, wysiadł na ląd i wszedł do jego groty. Nie zastali w niej olbrzyma; snać trzodę pognał na pastwisko. Na widok ogromnych zapasów serów, mnóstwa jagniąt i koźląt towarzysze srodze się napierali,

Bym dał im nabrać serów i drapnąć. Znów drudzy
Chcą na okręt gnać z obór ten dobytek cudzy,
Potem rozwinąć żagle i umykać cwałem.
Puszczam to mimo uszu (czemuż nie słuchałem!)
Chciało mi się go poznać, być jak gość podjętym —
Lepiej było się nigdy nie spotkać z przeklętym!

Cyklop wrócił dopiero nad wieczorem, wpędził trzodę do jaskini i zawalił wnijście ogromnym głazem, którego nie udźwignęłyby dwadzieścia dwa wozy czterokołowe. Wreszcie spostrzegł przerażonych gości i srogim głosem spytał, co za jedni i skąd przybywają? Nie zrobiła na nim wrażenia odpowiedź, że są greccy zwycięzcy zpod Troi, ani napomknienie, że Zeus czuwa nad podróżnymi.

Jędzon milcząc jął oczyma strzelać
I ręce wyciągnąwszy tam, gdzie stała czeladź,
Dwóch pochwycił i o ziemię cisnął, jak szczenięty —
Aż z czaszek mózg na ziem bryznął rozpryśnięty;
On zaś w sztuki podarłszy ciała, na wieczerzę
Pożarł ich, jak lew górski; a nawet się bierze
Do trzewiów, szpik wysysa i ogryza kości.

Po takiej wieczerzy usnął, a Odyseusz w pierwszej chwili chciał go zabić, ale zaniechał tego zamiaru, gdy przypomniał sobie, że nie byłoby komu odwalić kamienia, którym było zawalone wnijście. Nazajutrz rano

Dwóch ludzi znów mi porwał, sprawił do śniadania,
A zżarłszy ich, swą trzodę z jaskini wygania.
Jak nic głaz ów odsunął i znowu zastawił,
Rzekłbyś, że się z przykrywką u kołczana bawił.
I wielkolud gwizdając poszedł z trzodą swoją
W góry... a mnie tysiączne zamiary się roją
Do zemsty; byle pomoc dała mi Pallada!
Z wszystkich jednak najlepszą ta zdała się rada:
Pod obórką znalazłem drzewo jakieś duże
Z oliwnika ucięte; snać, nim zeń wystruże
Maczugę, chciał wysuszyć i rzucił ten kawał...
Drąg ten długości masztu, grubości masztowej,
Uciąłem był na sążeń; zachęcając słowy
Mych ludzi, aby kół ten do gładka siekierą
Ociosali; do czego rączo się zabierą.
Jam zaś koniec zaciosał i w ognistym żarze,