Strona:O wolność i godność.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Już cicho, Krzysiu.
Wtym Maciej Lin zawołał:
— Słychać tentent na drodze.
— Krzysiu, do widzenia, wrócę! Pojechaliśmy na karty! — i do Kuby: — ruszaj w skok przez gumno, na drogę polną.
Za kilka sekund przed gankiem i na gumnie było cicho głucho, natomiast tentent koni żandarmskich słychać było coraz wyraźniej. Krzysia, zamykając drzwi od ganku szepnęła rozczulona:
— Uratowani!