Strona:O Buonapartem i o Burbonach.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII
OD TŁÓMACZA

że moja broszura pomogła mu więcej, niżby to uczyniła stutysięczna armia; mógłby dodać, iż stała się dlań świadectwem życia.
...Bonaparte przeczytał moją broszurę w Fontainebleau; przyniósł mu ją książę Bassano; roztrząsał ją bezstronnie, mówiąc: „To a to jest słuszne, to a to nie jest słuszne. Nic mam prawa winić o nic Chateaubrianda; oparł mi się w czasie mej potęgi; ale te łajdaki, ci i ci“, i wymieniał ich.
Podziw mój dla Bonapartego był zawsze wielki i szczery, wówczas nawet gdy zwalczałem Napoleona z największą zaciętością.
Potomność nie jest tak sprawiedliwa w swoich wyrokach jak to powiadają; istnieją namiętności, uprzedzenia, błędy oddalenia, tak jak istnieją namiętności i błędy wynikłe z bliskości. Kiedy potomność podziwia bez zastrzeżeń, gorszy się że współcześni ubóstwianego człowieka nie mieli o tym człowieku tego samego pojęcia co ona. A wszelako to jest zrozumiałe; rzeczy, które raziły w tym człowieku, minęły; ułomności zmarły wraz z nim; zostało jedynie to, co było jego niezniszczalnem życiem; ale zło które sprawił nie mniej jest realnem; zło samo w sobie i w swojej istocie, a zwłaszcza dla tych którzy je znosili.
Hasłem dnia jest wysławiać zwycięstwa Bonapartego: ci, co cierpieli, znikli; nie słyszy się już przekleństw, krzyków boleści i rozpaczy ofiar; nie