chem twarz Bronisława Piłsudskiego, który w tymże hotelu oddawna rezydował. Hotel pełen był japończyków, którzy wielkim tłumem przybyli na wystawę japońsko-angielską. To też przy porannych śniadaniach nie brakowało paryżaninowi obserwacyi nad wszelkim gatunkiem japońskich potworków. „Broniś“ Piłsudski mówił językiem długozębych gryzoniów, jak rodowitym polskim. Zaczęło się zwiedzanie Londynu, wystawy japońskiej, nieustanna jazda wygodnym tab-em, trzęsącemi bass-ami i dymiącą koleją podziemną do najrozmaitszych punktów niezmiernego miasta. Tower, Westminster, Kew-Garden, Zoo-Garden, British-Museum, Konsington, Muzeum Indyjskie i Kolonii, galerya narodowa, Tate, Wallace, — wstępowanie na wieżę Monument, ażeby obejrzeć z wysoka horyzont, zajęty przez miasto, — wycieczki Tamizą do Richmond, gdzie Adaś zażywał rozkoszy wiosłowania, — zwiedzanie zamku królewskiego w Windsorze, wycieczka do ślicznego Hampton-Court z niezrównanym ogrodem kwiatowym, cisowemi alejami i pustkowiem, gdzie błądzą stada jeleni, — nadewszystko jednak posiedzenie parlamentu i wsłuchiwanie się w mowy Asquith’a i Lloyda George’a, podówczas ministra skarbu. Widok speakera w peruce, który ją sobie, jak czapką niedogodną, przekrzywiał z ucha na ucho, nadewszystko z angielskiego parlamentu został w pamięci wesołego chłopca. Na wystawie japońsko-angielskiej wśród mnóstwa najrozmaitszych cudeńków, wyprodukowanych przez dwie wyspiarskie kultury, była również rodzina ajnosów z Sachalinu.
Bronisław Piłsudski, niegdyś „król ajnosów“, a opiekun wszystkich „uciśnionych plemion“, był, oczywiście, ojcem, dobrodziejem, obrońcą i sędzią ajnosów w Londynie, mówił bowiem ich językiem równie płynnie, jak po japońsku, po angielsku, po francusku, po rosyjsku i po polsku. Wśród brodatych ajnosów i ajnosek z zawiesistemi wąsami, wytatuowanemi na górnej wardze, na policzkach, aż do uszu, było również kilkoro dzieci, a jeden chłopczyk w wieku Adasia. Z tym ajnoskiem pan Bronisław zapoznał paryskiego licealistę i dwaj młodzi ludzie chodzili ze sobą, „rozmawiali“, doręczali sobie nawzajem różne podarunki, bawili się, ścigali, grali w namiocie w jakąś ajnoską grę, podobną do szachów. Anglicy i angielki, które pod wpływem agitacyi Bronisława Piłsudskiego, popadły już w zachwyt dla ajnosów i zawiązały towarzystwo specyalne dla badania tego plemienia i opieki nad niem, zwiedzając obozowisko i zaglądając do namiotu, gdzie malcy grali zawzięcie, jęli pokazywać ich sobie, jako „chłopców ajnoskich“, grających w grę narodową. Był nawet fotograf, który tę
Strona:O Adamie Żeromskim wspomnienie.djvu/028
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.