Strona:Nowy Nick Carter -11- Bezbarwne żyjątka.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedział — i przepraszam, że oświetlenie nie jest pierwszorzędne. Proszę do kantoru!
Nick Carter zdjął płaszcz i kapelusz i zostawił w półciemnym sklepie. W kantorze stał elegancko zastawiony, suto nakryty stół, a w kubełku z lodem mroził się szampan.
— Odpowiednie dla miłego gościa musi być przyjęcie — mówił gospodarz lokalu, zacierając ręce.
Zasiedli do stołu. Potoczyła się towarzyska pogawędka. Nick Carter beztrosko dolewał sobie wina, bacznie uważając jednak, by Giugnal — tak się przedstawił: tajemniczy jegomość o „drapieżnych oczach“ — nie wypił ani odrobiny mniej. O swoją mocną głowę był zupełnie spokojny.
— A pieniążki przy sobie pan ma? — bez żadnego przejścia rzucił nagle Giugnal.
— A jakże. Chciałbym sobie za nie choć pół Paryża kupić...
— Paryż — piękne miasto... Jakie ma ogrody, jakie zakamarki, hoho! Każdy dom, powiadam panu, to skarb architektury — naprzykład, nawet w tej starej ruderze są takie ciekawe piw-

31