Strona:Nowy Nick Carter -02- Skradziony król.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Detektyw rzucił wypalonego papierosa i zapalił drugiego. — Hm — odezwał się wreszcie. Rozumiem pana, ale ja popełniłbym również grzech, gdybym zatrzymał pana dłużej u siebie. Przytem zdaje się pan zapominać, że ja też należę potroszę do policji.
Fotograf kiwnął głową. — Pomyślałem i o tem. Ale ja jeszcze nie skończyłem.
Nick Carter powstrzymał go. — To wszystko wcale mnie nie interesuje. Przypuśćmy nawet, że zdołałby pan przekonać mnie osobiście, czy przypuszcza pan, że policja dałaby się przekonać równie łatwo?
— Mnie znów nie interesuje zdanie policji.
— Hoho! detektyw pokręcił głową. Szanowny pan cierpi na brak pamięci. Na wstępie mówi mi pan, że policja chce pana zamknąć i że z tego powodu chciałby jej pan zejść z drogi, następnie oświadcza pan, że policja nic go nie obchodzi.
— Źle się wyraziłem. Policja może nawet nie wsadzać mnie do więzienia, ale ogranicza moją swobodę ruchów, a tej potrzebuję obecnie bardzo. Sam nie dam sobie z tem rady i dlatego poszukuje sprzymierzeńca. Nick Carter spojrzał teraz innemi oczyma na swego gościa. Co też przynosi on w zanadrzu? Najpierw prosił tylko, teraz już żąda... Czyżby miał on taką siłę za sobą? I do czego potrzebuje sprzymierzeńców? Zdawał sobie sprawę iż człowiek ten tak spokojnie siedzący przed nim, a mający za sobą całą