Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mam Fingalowi uderzyć pokłony?
Ja?! mam ustąpić przed wojskiem Fingala,
Mnież biesiadować dziś z synem Komhala
Co ogień wpuścił pod mych ojców dachy —
I płaczem dziewic napełnił ich gmachy?
Te słupy dymu co nad mur wstawały
Pomnę, że dzieckiem mi się podobały,
Z zabawąm patrzał jak bracia pierzchali
Lecz kiedym dorósł — gruzy przemawiały!
Poranek moje pochwycił wspomnienie
A noc nizała łez moich strumienie
Spłakanych na to me upokorzenie!
Jażbym ustąpił, dziś o walki chwili
Gdy wrogów moich dzieci tuż przedemną?
Hej! oszczep w górę! niechaj mi nie kwili
Pieśń twoja Bardzie! będziemy walczyli!
I czuję siłę — co we mnie! i ze mną! —
Lud się wyroił w koło bohatera,
Co z ziemi dobył miecza, i spoziera
Jak słup ognisty!... w tem spadła w płomienie!
Zemsty — łza cicha, Balkuty wspomnienie!
Ale stłumiona podniosła się pycha
Coraz mu ducha pęta — i popycha,
Spojrzał na wzgórek gdzie nasi rycerze
W słońcu złocone wznosili puklerze
Oni mu nieśli w tej chwili — przymierze!
Wzniósł dumny oszczep — pogroził królowi!
«Mamże rzekł Fingal naprzód młodzieńcowi
Zadać cios pierwszy, a razem ostatni
Za nim się wsławi dla drużyny bratniej?