Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Na Sfinksa
(WYGRZEBANEGO Z GRUZÓW GRECKIEJ ŚWIĄTYNI W MEGARZE).



O smutna wieków, zagadko w naturze,
Kto cię rozwiązał? kto pojął twe cele?
Tyś jest jak lampa miesiąca na chmurze
Co gaśnie… i znów rośnie w dni nie wiele!
Wyraz oblicza twego mnie przenika
Jak niegdyś — żywą pierś Megarejczyka…

Oko twe smutne, niewieście, przymknięte,
Twe usta w strasznym milczeniu zacięte,
I skrzydła twoje gotowe do lotu
Lecz nieruchome — choć orle ich pióra,
Choć godne sięgnąć do gwiazd kołowrotu
Jednak twe czoło wieńczy nocy chmura…

Sfinksie! zagadki Edypów ofiaro
Śmiejesz się w sobie, pewien twej ofiary —
Podam ci napój kipiący łez czarą,
A ty mi powiedz gdzie gwiazda mej wiary…
I weź tę czarę — a rzeknij twe słowo —
Lub spadnij w otchłań z tą klasyczną głową