Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niechaj w zadumie smętności tam spłynie
O cichej, pełnej tajemnic godzinie…
Gdy pełny księżyc wychodzi nad fale,
Chór laurów szumi na nadmorskiej skale,
U nóg twych płakać będę — gdy mnie zbudzi
Pieśń twa — wspominaj co chcesz — lecz nie ludzi!..

Liści z nadmorskich palm weź ręką białą
Aż skamienieją w koryncką kolumnę,
I pomyśl: tu spi serce co kochało…
Co może było w swej głębi za dumne…
Ale innego losu było godne…
I różą głowę schyl, nad głębie wodne —  —

Ateny 1869.