Strona:Nowe poezye Ernesta Bulawy.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ty coś szedł ku Kapitolu
    Swiątyniom, a stanął wryty
Na pierwszym stopniu wsteczności
    Siejący ziarna kąkolu,
Półśrodków miarą, miłości
    Zapał mierzyłeś! W błękity
Powiał najczarniejszy z dymów
Z krwawej ofiary Kaimów!..

Niech Mexyku smutne dzieje
    Gdzie zginął szlachetny człowiek,
    Przerażą blask prawdy powiek
Gdy tylu innych Judaszy
    W purpurach krwawych się śmieje
I słaby ród ludzki straszy!

Krety nieludzkie męczarnie
    Swych ofiar zakrzykną chórem;
Niech cię na zawsze przygarnie
    W milczeniu skutków ponurem
Nemezy ręka żelazna,
    Twojemi czyny posażna!..

Ty coś okłamał na nowo
    Toczący krew swą mój naród,
    Coś dmuchał w płomieni zaród
A potem dłoń Piłatową

Umył z ironią kramarza!
    Patrz! oto krwawe sztandary
    Ofiarą twojej niewiary
Świadczą u wieku ołtarza,