Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w bałwanach i temsamem zemstę swą wykonał.
Pozostałem przy życiu sam jeden... Złapałem szczątek okrętu i z nim ledwie żywy dopłynąłem do brzegu.
Miejsce, do którego przypłynąłem było nad wyraz piękne. Jak ogród przepyszny uwieńczony był różnobarwnemi kwiatami, na drzewach zwisały rumiane owoce, winogrona pięły się po ścianach.
Źródła przezroczystej wody wytryskiwały w kilku miejscach orzeźwiając powietrze.
Narwałem owoców, wypiłem wody i odpocząłem doskonale. Na drugi dzień zrobiłem tożsamo.
Trzeciego dnia zaszedłszy wgłąb tej czarodziejskiej wyspy zauważyłem siedzącego na ławeczce staruszka.
Ucieszyłem się bardzo, że widzę statecznego człowieka, który mnie zapewne z kłopotu mego wyprowadzi i podszedłszy do niego ukłoniłem się bardzo grzecznie.
Ale starzec kiwnął tylko głową i nic na powitanie nie odpowiedział.
Niezrażony tem wcale zbliżyłem się i zacząłem opowiadać o swem nieszczęściu.