Strona:Nowe baśnie z 1001 nocy.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

duży skład przeróżnych metali, mogących się przy jego sztuce zamienić w wyborowe złoto.
Azem poszedł pożegnać matkę, mówiąc, że wróci wieczorem, ale minął wieczór i drugi dzień i trzeci a syna nie było widać.
Zrozpaczona płakała dzień i noc, otoczona życzliwemi sąsiadkami i przyjaciółkami, wreszcie usiadła przed oknem swego mieszkania i przez całe miesiące przesiadywała tak, czekając na powrót syna.
Tymczasem biedny Azem, już w pierwszych dniach podróży, pożałował ciężko, że matki swej nie posłuchał.
Alchemik zaprzągł go do najcięższej roboty, grożąc biciem, o ileby się do niej nie chciał zabrać.
Miał on okręt własny, na którym mieli jechać w dalekie kraje — o wyrobie złota już nie wspominał.
Często tylko powtarzał, że czterdziestu dziewięciu muzułmanów już zamęczył, Azem zaś będzie pięćdziesiątym.
Nienawiść jego ku mahometanom była tak wielka, że podstępem ściągał do siebie łatwowiernych i męczył różnemi sposobami,