Przejdź do zawartości

Strona:Noc letnia.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na mściwych Bogów ołtarze — Teraz odparła zimno i stanowczo: «kochałam go ojcze» — Starzec nie dotrzymał tym cichym, śmiertelnym wyrazom — Zakręciło mu się w głowie i zniszczony jak wszystkie nadzieje którym ufał, padł u stop grobowca — przez chwilę duch jego wraz z duchami przodków spoczął w nicości — a kiedy się przebudził ujrzał nad sobą, twarz bladą córki i uczuł jéj uściski wołające go nazad do życia, i usłyszał zarazem tuż nad sobą brzmiące ślubnéj pieśni zwrótki — próg kaplicy przechodziły szukające niewiasty i szły śpiewając, i zwolna śpiewając otaczały oblubienicę śnieżnem kołem — za każdem słowem zbliżają się bardziéj — ona chowa się pod ramiona jego!


Wreszcie objęły ją, porwały i wloką sypiąc kwiaty na podłogę, paląc kadzidła i nowym hymnem głosząc wschód jéj nowe-