Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tycznie. Pierwszy lepszy pomocnik szefa kancelarji podsuwał mu poprostu pod nos papiery, nie mówiąc nawet: „Proszę przepisać“, lub „oto ciekawa, doskonała sprawa“, lub też cośkolwiek miłego, jakto bywa wśród dobrze wychowanych ludzi. On zaś brał patrząc tylko na papier, nie zwracając uwagi, kto mu go podsunął i czy miał na to prawo, brał go i w tej chwili zabierał się do przepisywania. Młodzi urzędnicy podśmiewali się i szydzili z niego, na ile tylko stać było dowcip kancelaryjny, opowiadadając sobie w jego obecności różne na jego temat osnute historje; o jego gospodyni, siedemdziesięcioletniej staruszce, mówiono, że go bije, pytali kiedy będzie wesele, sypali mu na głowę papierki, nazywając to śniegiem. Lecz Akakij Akakjewicz nie odpowiadał na to ani słowem, jakby nie miał nikogo przed sobą. Nie wpływało to również na jego pracę; podczas tych wszystkich dokuczań nie robił ani jednego błędu w pisaniu. Tylko, gdy figiel był już zbyt nieznośny, gdy trącano go w rękę, przeszkadzając w pracy, mówił: „Dajcie mi spokój! Dlaczego mnie obrażacie“? i coś dziwnego kryło się w słowach i w tonie głosu z jakiem je wypowiadał. Słychać w nim było coś bliskiego żalu tak, że pewien młodzieniec, który wstąpił na urząd niedawno i pozwolił sobie w ślad za innymi na żart, nagle powstrzymał się jakby przeszyty i od tej chwili wszystko wydało mu się inne, zmieniło się w jego oczach. Jakaś nadnaturalna siła odtrąciła go od kolegów, z którymi nawiązał stosunki, sądząc, że są ludźmi porządnymi