Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uczucie! Czyż niewolnicze, ścisłe naśladowanie natury jest już przestępstwem i wydaje się ostrym wstrętnym krzykiem? Czy jeżeli wziąć przedmiot obojętnie, bez uczucia i wniknięcia weń, przedstaw się on tylko w samej swej strasznej nagości rzeczywistej i nieoświetlony błyskiem niedostępnej, skrytej we wszystkiem myśli, przedstawi się w tej rzeczywistości, która ujawnia się wówczas, gdy chcąc zbadać pięknego człowieka, uzbrajamy się w lancet anatomiczny, rozcinamy jego wnętrze i widzimy człowieka wstrętnego? Dlaczego zwykła i marna natura u jednego malarza staje w jakiejś świetlnej aueroli — i nie czuje się czuje się żadnego niemiłego wrażenia, przeciwnie, zdaje się, jakby się człowiek nasycił rozkoszą i potem wszystko płynie spokojniej i równiej toczy się wokoło? I dlaczego ta sama natura u innego malarza wydaje się nędzną, zbrukaną, mimo że był on tak wierny jej obrazowi? Ale niema, niema, niema w niej czegoś świetlanego. Wszystko jedno jaki jest widok przyrody, gdyby był nawet nie wiadomo jak wspaniały, to jednak, brak nam czegoś jeśli na niebie niema słońca.
Podszedł znów do portretu, aby obejrzeć te cudowne oczy i ze zgrozą zauważył, że patrzą wprost na niego. Nie była to już kopia z natury; była to owa niesamowita żywość, którą rozświetliłoby się oblicze trupa, gdyby powstał z mogiły. Czy to światło księżyca, niosące z sobą majaczenia senne i oblekające wszystko w inne kształty, przeciwne trzeźwości dziennej, czy to, czy też co innego było przy-