Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 18 - W dolinie łez. Od r. 1863-1901.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Michał wie dobrze, że tańczy pośród mieczów, ale nie jest nerwowy, — na wszystko znajdzie sposób i odpowiedź, — ma własne mieszkanie i stosunki ze stróżami, stójkowymi: każdemu się na coś przyda.
O ostrożności jednak nie zapomina nigdy, codzień gotów na wszystko.
Pewnej nocy ktoś puka do jego mieszkania.
— Kto tam?
— Telegram.
— Bodajeś zdechł, złodzieju! Wiem, kto jesteś, telegramów ja nie odbieram.
Rygluje drzwi mocno, szybko rozpala ogień na kuchence i rzuca weń papiery, które zniszczyć trzeba, potem otwiera lufcik i krzyczy wniebogłosy:
— Ratunku! Złodzieje! Bandyci!
Budzi się cały dom. Wreszcie drzwi wyważone padają, pełen pokój policji i żandarmów.
— Milcz, ty łotrze!
Michał przeciera oczy.
— To panowie? A poco panowie mówili, że telegram? Byłbym odrazu wpuścił.
— Nie kłam. Coś tu palił?
— Nic nie paliłem. Popiół ciepły, bom niedawno pił herbatę.
Rewizja najściślejsza, lecz nic nie znaleziono. Aresztują go jednak, wiozą do Cytadeli.
Przed bramą Cytadeli Michał, wysiadając, mówi do dorożkarza:
— Mój bracie, poproś stróża na Szopena 19, żeby karmił mego kanarka. Zapłacę, jak mię puszczą.
— Nie rozmawiaj, ty siaki-taki!
Lecz nie widzą w tej prośbie nic złego, a to genjalne z jego strony ostrzeżenie. Kanarka u stróża miał, ale stróż się dowiedział od samego rana, że Michał aresztowany, do śniadania wiedziały już wszystkie służące w tym domu i ci, którzy najbardziej wiedzieć potrzebowali.