krzywdzicielem, wrogiem, który nie chce znieść pańszczyzny, chociaż cesarz mu przykazuje.
Wódka się przytem leje, — za głowę szlachcica mają dać worek soli i jeszcze dwa grosze, — powiększają się bandy, rzeź się szerzy.
„I oto patrzcie — tę ziemię błogą
Zbójca-grabieżnik naszedł, nie gość,
Nasze świątnice niszczył pożogą,
Naszej przeszłości wyrządzał złość.
I oto patrzcie — gdy krusząc pęta,
Z ciężkiej niemocy powstawał lew,
To chytry tygrys podmówił lwięta,
By wytoczyły ojcowską krew!...
I krew płynęła w jedno, drugie morze...
Mój Boże!... Mój Boże!...“
K. Ujejski.
Garstka powstańców, wysłana z Krakowa — pobita, gdyż bandy wzmocniło wojsko austrjackie. Zbliżają się do miasta. Trwoga ogarnia stolicę.
Jeszcze wierzą, że to prawdziwe bandy chłopskie, obłąkane szałem, ale przecież bratnie, — trzeba stanąć przed niemi z krzyżem, z Panem Bogiem, może przyjdzie upamiętanie.
Wielka procesja wychodzi z Krakowa: księża, chorągwie, Najświętszy Sakrament, kobiety, dzieci, tłum bezbronny, a rozpłakany. Idą z modlitwą, śpiewem.
Nagle uderza na nich jazda austrjacka: tratuje, strzela, rąbie, morduje, rabuje, obdarte zwłoki spychają do Wisły.
Giną nieszczęśni twórcy trzydniowej rewolucji, inni na Śląsk uchodzą, Kraków wcielony do Austrji.
Zgrzeszył, a Austrja dzielnie wypełniła rolę pogromcy...
I krew spłynęła — i znów ni śladu
Po strasznej męce, po strasznej łzie...
............
Wonieje ziemia, i płoną zorze...
Mój Boże!... Mój Boże!...