Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/30

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Słucham i patrzę: otwierają bramę,
    Patrzę, kto wejdzie — o polski mój Chryste!
    Mniszeczki wchodzą, jak my takie same,
    Mrozem i wiatrem prawie przezroczyste,
    Podarte na nich płaszcze i trzewiczki,
    Nogi skrwawione przez mróz i przez grudę,
    A twarze takie chude, takie chude!
    A oczy — jakby na opłatkach świeczki.
    A znów ostatnich niby wołokitów
    Wpędzono drugą bramą pięć straszydeł.
    Ci weszli jako puszczyki bez skrzydeł,
    W łachmanach — było to pięciu unitów,
    Biedniejszych od nas. Jeszcze jakaś święta
    Jasność kosteczek się naszych trzymała,
    Ale ci ludzie — skóra im sczerniała,
    A twarze mieli takie jak zwierzęta...
    Nos wklęsł, a naprzód im wybiegły szczęki,
    Jak gdyby kąsać chciały, jakby głodne...


    Nieszczęśliwych, skrwawionych biciem, zawleczono w dzień mroźny pod studnię i oblano wodą, która marzła na nich:

    że tak poranione głowy,
    Jakby zamknięte w puhar kryształowy,
    Skrzą się — a brody twardnieją jak miecze.


    Tak, — car ma władzę, — umie karać nieposłusznych.
    Lecz krew jest jak nasienie: bujny plon wydaje. Męka nie łamie ducha, choć zabija ciało. Rosną z niej nowi rycerze-mściciele.



    Szymon Konarski.

    W kraju ucisk niewoli, a my giniemy marnie na obczyźnie, dlaczego? Walczyć trzeba o wolność — powtarzali wygnańcy coraz głośniej.
    Ale walczyć orężem niepodobna, dopóki do tej walki nie stanie naród cały: trzeba przedtem uświa-