Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brej szkoły nie było, więc pojechał do obcych, do krajów oświeconych, do Włoch, Francji, odwiedził króla Leszczyńskiego; a wszędzie uczył się, badał, poznawał i ciągle budował w myśli szkołę polską, jaką być powinna, by odrodziła naród.
Wreszcie powrócił, a znalazłszy pomoc u możnych i rozumnych ludzi, otworzył wkrótce swoje Colegium nobilium, t. j. szkołę szlachecką, nawet dla możnych panów przedewszystkiem, bo któż wtenczas krajem rządził i kogóż jak najprędzej oświecić trzeba było?
Konarski myślał sobie: gdy panowie będą rozumni, to zaczną lepiej rządzić, i wszystko się zmieni na dobre. Od nich więc zacząć trzeba.
Zobaczmy, jak wygląda jego szkoła.
Na ścianach mapy, na stole globusy, w żadnej szkole nie widziane przyrządy do fizyki, do doświadczeń z elektrycznością, bibljoteki.
Uczniowie uczą się jeszcze łaciny, ale już nie z Alvara, a prócz tego przyrody, geografji, historji, języka francuskiego, czytają poważne, zajmujące książki po polsku, po francusku, po łacinie, i nie kują lekcji na pamięć, dla nagrody lub przez ambicję, lecz słuchają wykładu, zadają pytania, rozumieją i rozumują, opowiadają własnemi zdaniami.
Opowiadano dziwy o tej szkole, jeszcze nim ją otwarto, — obawiano się tych nowości — może one zepsują młodzież? I tak mało łaciny? I Alvara niema?
Na pierwszej lekcji w szkole był tylko jeden uczeń!