Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 05 - Łokietek.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

góry obiecują: na Kraków sami ich powiodą, wielkie łupy oddadzą w ręce.
Zbiera się chciwa horda, lasami, puszczami doszli do samej Wisły. Ale Wisła zdradna to pani, z nią trzeba ostrożnie.
Czekają nocy, — sami we dwóch tylko skradają się do brzegu, łódź znaleźli, zabrali z sobą wielkie tyki, brodu szukają. Głębia i nurt bystry, ale przecie trafili wkońcu na mieliznę, tyki pozatykali; wracają do swoich.
Wszystko gotowo: jutro spokojnie przejdą rzekę w bród, tylko się słońce skryje.
Czekają nocy w puszczy. A do dnia rybacy wypłynęli na połów. Może to nawet byli aniołowie?
Zobaczyli zdradzieckie tyki: co znaczy ten bród wyznaczony? kto postawił te znaki? — Juści swój nie potrzebuje, — wróg chyba? — A jeśli wróg, to, Boże, nam dopomóż!
Przenieśli tyki na największą głębię, gdzie rwie prąd najbystrzejszy, w dno pozatykali, — a sami w ukryciu czekają, co będzie. Poczciwemu przecie nie chcą stać na zdradzie.
Noc zapadła, chmurna, ponura. Od strony puszczy zadudniała ziemia, jedzie wojsko nieprzeliczone. Dobiegają do brzegu, skaczą prosto w głębię: krzyk rozlega się okropny: — Zdrada! zdrada!
Zakotłowało się straszliwie na wybrzeżu: szczęk broni, klątwy, jęki — potem cisza. Horda najeźdźców wróciła do puszczy.
A nazajutrz na brzegu trup bez głowy; drugiego snać porwała woda, bo o żadnym z nich więcej nie słyszano.
A król chłopów rządził dalej mądrze i spokojnie.