Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak rzekł Zaratustra; wówczas przytrafiło się nagle, że chmara ptactwa zaroiła się wokół niego i zaszumiała mu w uszach, a łopot skrzydeł i natłok wokół jego głowy był tak wielki, że Zaratustra przymknął oczy. I zaprawdę, jak chmura spadło to nań niespodzianie, jak chmura strzał, która osypuje nowego wroga. Wszelako była to chmura miłości, rozpostarta nad nowym druhem.
„Cóż to dzieje się ze mną?“ rzekł Zaratustra do zdumionego serca i osunął się powoli na wielki kamień u wyjścia z jaskini. Wszakże gdy rękoma ponad sobą, wokół siebie i pod sobą chwytał, broniąc się od tkliwych ptaków, wonczas przytrafiło się niespodzianie coś jeszcze dziwniejszego: zanurzył dłoń niepostrzeżenie w ciepłą gąszcz włochatych kudłów, równocześnie rozległ się ryk wokół niego, — łagodny, przeciągły poryk lwa.
Znak się jawi“, rzekł Zaratustra, i przeistoczyło się serce jego. I w rzeczy samej, skoro tylko rozświetliło się nieco wokół, ujrzał u swych nóg żółty potężny stwór, przywierający mu łeb do kolan z miłosnym uporem psa, który odnajduje starego pana. Gołębie świadczyły mu z równą żarliwością miłość swą; i za każdym razem gdy gołąb chrapy lwa musnął, lew grzywą potrząsał, dziwił się i uśmiechał.
Na to wszystko rzekł Zaratustra jedno tylko słowo: dzieci moje w pobliżu są, dzieci moje“ —, i zamilkł zupełnie. Topniało wszakże serce jego, a z oczu poczęły się sączyć łzy kropliste i padać na dłonie. I nie baczył już na nic więcej. Siedział oto znieruchomiały, nie ogarniając się od zwierząt. Wówczas gołębie spłynęły doń, obsiadły mu ramiona, pieściły włos jego siwy, nie nużąc się tkliwością swą i radowaniem. Lew potężny zlizywał wciąż łzy, padające na dłoń Zaratustry, porykiwał i mruczał przy tem nieśmiało. Tak oto zachowywały się te zwierzęta. —
Działo się to czas długi, lub czas krótki: gdyż mówiąc po prawdzie, dla takowych rzeczy nie masz czasu na ziemi —. Tymczasem jednak ludzie wyżsi w jaskini Zaratustry obu-