Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nury i twardy na duchu, z zaciśniętemi wargami. Niejedno bo słońce zaszło było już dla mnie.
Ścieżka, co hardo po zwirze się wspina, ścieżka złośliwa, samotna, której już ani chwast, ani krzew nie dogadza: perć górska zgrzytała pod hardem stąpaniem nogi mojej.
Kroczyłem niemy pośród szyderczego zgrzytu krzemieni, depcząc nogą kamienie, które w ruch wprawiałem: tak zmagały się nie nogi ku górze.
Wzwyż: — temu duchowi na przekorę, co je wstecz, w przepaść ciągnął, duchowi ciężkości, szatanowi memu i wrogowi najzaciętszemu.
Wzwyż: — aczkolwiek na mnie on siedział, na poły karzeł, na poły kret, bezwładny, obezwładniający; ołów w uszy mi sączący, kroplisto ołowiane myśli w mózg mój.
„O, Zaratustro, syczał szyderczo zgłoska w zgłoskę, ty kamieniu mądrości! Wysokoś ty się wyrzucił, lecz każdy wyrzucony kamień musi — opadnąć!
O, Zaratustro, kamieniu mądrości, ty kamieniu z kuszy, gwiazdy druzgoczący kamieniu! Samegoś siebie wyrzucił tak wysoko, — lecz każdy wyrzucony kamień — opadnąć musi!
Skazany na samego siebie i na samoukamienowanie: o, Zaratustro, wysokoś kamień ty wyrzucił, — lecz na ciebie kamień ten opadnie!“
Poczem zamilkł karzeł i przycichł na długo. Milczenie jego dławiło mnie wszakże; będąc tak oto we dwu, jest się zaprawdę samotniejszym, niźli sam ze sobą!
Wspinałem się, wspinałem wciąż, marzyłem, rozmyślałem, — lecz wszystko przygniatało mnie. Byłem, jak człowiek chory, którego bolesne katusze męczą, a zły sen raz po raz budzi z zasypiania. — Jest we mnie jednak coś, co się odwagą zowie: zabijała ona zawsze wszelkie pognębienie. Odwaga ta nakazywała mi wreszcie stanąć i zapytać: „Karle! Ty! albo ja!“
Odwaga jest najlepszym zabójcą, — odwaga, która naciera: gdyż w każdem natarciu dźwięczy surma.