Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

p. Wołoknicką przysyłanego zasiłku i tylko w krytycznej chwili, kiedy chodziło o los Edwarda, zdecydował się ciocię Zuzię w smutny stan finansowy wtajemniczyć.
Ale ciocia Zuzia, raz zainteresowana czyimś losem, nie poprzestawała na jednorazowej pomocy „odczepnego,“ jak to mówią. Przeciwnie, starała się wniknąć głębiej i czuwać nad tymi, którym udało się jej kiedykolwiek zrobić przysługę. Zaprosiła więc od razu z góry Edwarda na całe lato i napisała, iż za obrazę to sobie poczyta, jeśli nie przyjmie w jej domu gościny. Dodała jeszcze, żeby się obaj chłopcy nie ważyli szukać żadnych kondycyi, bo młodym zapracowywać się nie wolno; jeśli chcą być kiedyś użytecznymi członkami społeczeństwa, muszą myśleć nie tylko o nauce, lecz i dbać zarazem o krzepkość ciała.
— Mamy teraz więcej mądrych, niż zdrowych ludzi — mawiała p. Wołoknicka, — a jaki pożytek z tych neurasteników, jak wy ich tam grzecznie nazywacie, a ja po prostu mówię, że to zdechlaki! Nerwy swe targają wszelkimi sposoby, aż dopóki się im zupełnie nie rozstroją. Rozbite garnki, koteczku! rozbite garnki! Ojciec mój nieboszczyk powtarzał często mądre zdanie króla Salomona: „Nie chciej być zbyt mądrym, abyś nie zgłupiał!...“
Gdy Brzezik znalazł się w Szumlance, został ujęty od razu niezrównaną dobrocią i słodyczą