Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak gorliwej opieki, — teraz i on, Bolesław, ma prawo myśleć o sobie; powinien coprędzej spakować skromne studenckie manatki i dalej w świat, w ten świat szeroki, który tem ponętniejszym mu się wydawał, odkąd przez czas pewien zamknięte drzwi do niego stanęły znów otworem.
Zdecydował, że pozostanie jeszcze tydzień, zanim młoda dziewczyna z nowymi warunkami życia się oswoi.
— Niepodobna przecie — myślał — na słabe jej barki zwalić od razu całe brzemię drobnych trosk codziennych i pielęgnowanie chorego, pozostawić ją samotną w razie, gdyby zaszły jakieś nowe a nieprzewidziane komplikacye w chorobie Tadeusza.
Jednem słowem on, który od lat kilku marzył nieustannie o chwili wyjazdu, teraz odkładał ją dobrowolnie, wyszukując coraz to nowe powody, aby się przed samym sobą usprawiedliwić; zasadą jego bowiem było: we wszystkiem postępować logicznie i konsekwentnie.
Rekonwalescentowi czas upływał teraz pogodnie i wesoło. Obecność Eli dziwnie kojący wpływ wywierała na jego podrażnione nerwy. Obchodziła się z nim tak, jak gdyby był młodszym od niej; z jakąś macierzyńską tkliwością zgadywała każde życzenie i ogromnie prędko zoryentowała się w nowem dla siebie a tak niezwykłem położeniu.