Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Eli to przeświadczenie sprawia w gruncie rzeczy wielką przyjemność.
— Ale dlaczego znów ojcu się wydaje, że pan Wincenty jest dobrą partyą? Przecież Turczyński jest bardzo niemądry, a przytem jaki śmieszny z tymi rudymi, nastroszonymi wąsami, z owemi dużemi, niezgrabnemi rękami, z któremi zdaje się sam nie wie, co począć!... I śmieje się tak zawsze nie w porę, bezmyślnie!... Albo siedzi zapatrzony w nią i rumieni się po uszy, gdy ona do niego przemówić raczy. Zabawny!... Nie chcę Wicusia!... nie będę panią Turczyńską!.. Nie będę!.. nie będę!.. nie będę!..
I Ela uderzyła pięścią w wałek otomany, jakby tym energicznym giestem przypieczętować chciała swe niezłomne postanowienie.
Zmrok zapadał. Ela wiedziała, że ojciec po zwykłej przechadzce wieczornej powróci około 8-ej na kolacyę.
Spojrzała na zegar; czas już był wielki zakrzątnąć się, by wszystko było gotowe i w porę podane. Wybiegła szybko do kuchni.
Tam stara Maryanna dmuchała energicznie w samowar. Węgle trzeszczały, pełno było dymu, sinawym obłoczkiem snującego się po kuchni i korytarzu.
— Niechże panienka drzwi od pokoju zamyka!.. — zawołała gniewnie stara sługa. — Z te-