Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I ja również — odparła; — słyszałam tu tyle dobrego o pani Wodzianieckiej!...
Chociaż nie było cienia ironii w jej głosie, hr. Michał pytającem jakby obrzucił ją spojrzeniem i rzekł nagle:
— Ale panie obie to są dwa przeciwne bieguny! Mówią, że to właśnie czasami bywa źródłem sympatyi. — I dodał ciszej, jakby więcej do siebie: — A jabym tak pragnął, żeby panie z sobą sympatyzowały!
Eliza podniosła na niego spojrzenie, w którem wyczytał wyraźnie:
— Dlaczego?
Lecz dochodzili już do kresu alei i za chwilę całe towarzystwo połączyło się na werandzie.
Pani Mena rozmawiała ogromnie uprzejmie ze Skalską, zwracając się zarazem z tkliwością niemal do cioci Zuzi i zasypując Zosię miłemi słówkami.
Wogóle zasadą jej było kokietowanie wszystkich bez wyjątku, bez różnicy płci i wieku. Szczególniej w chwilach, gdy przywdziewała strój, w którym czuła, że jej było do twarzy — uprzejmość jej zdawała się zdwajać jeszcze. Rozpromieniona, uśmiechnięta, wytworna w każdym ruchu, w modulacyi głosu, w spojrzeniu i uśmiechu, czarowała tym bijącym od niej, narzucającym się po prostu, prawdziwie kobiecym wdziękiem.