Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nazwaćby można było, przerwał nagle turkot zbliżającego się powozu. Powóz zatrzymał się przed gankiem, a wkrótce na werandzie ogrodu ukazała się postać eleganckiej, młodej kobiety, której foremną główkę olbrzymi, biały, piórami przybrany kapelusz ocieniał.
Obok niej był hr. Michał, który dostrzegłszy z dala Elizę, cienistą aleją ku niej zmierzał.
Brzezik książkę trzymaną w ręku gniewnie zamknął, oczy jego błysnęły nerwowo.
— Wtargnięcie barbarzyńców nowoczesnej cywilizacyi! — rzekł cierpko. — Pasożyty!... ciężary ludzkości i społeczeństwa!... a wloką jeszcze na dobitek złego bezmierną nudę z sobą!...
Ela roześmiała się wesoło.
— Chodźmyż stawić czoło tym barbarzyńcom i starajmy się ich cywilizować! Zobaczymy też nareszcie ideał pani Skalskiej, „boską Menę Wodzianiecką!“ Przyznaję, że jestem trochę ciekawa.
— A ja ani trochę. Lalka, manekin, jak wszystkie one!
Brzezik z taką pogardą wzruszył ramionami, że Elę uprzedzenie jego na niewidziane coraz więcej bawić zaczynało.
Te „wszystkie one“ miało oznaczać kobiety światowe, a przedewszystkiem do tak zwanych wyższych sfer należące.
Tymczasem hr. Michał zbliżył się do nich i serdecznie, jak dobrą znajomą, Elę powitał.