Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

98

— Więc chciejcież mi powiedzieć, czy z panią tego zamku będę mógł się widzieć?
Rzucili okiem na zegar i prawie jednocześnie odrzekli:
— Za dwie godziny dopiero ma się bal zacząć.
— Lecz ponieważ ja na balu nie będę — niech który z was pójdzie i wcześniejsze wyrobi mi posłuchanie.
Ledwo tych słów domówiłem, drzwi się otworzyły i wszedł wysoki, chudy mężczyzna cały czarno ubrany ze złotym łańcuchem, który mu po zwierzchniej sukni od ramion aż za piersi spadał.
— Moja pani, rzekł tak jednotonnym głosem, jak gdyby echo w nim tylko jego własne powtarzało słowa, moja pani pozdrawia pana gościem w domu swoim — prosi, żebyś z nią dzielił ucztę nocy dzisiejszej i przyjął jaki sam zechcesz ubiór dla odmienienia sukien deszczem zmoczonych.
— Proszę w imieniu mojem (znowuż uczułem, że mię sen ogarnia, odpowiedziałem jednak z największą w świecie powagą) złożyć za gościnność dzięki — a na rozkazy oświadczyć posłuszeństwo.
— A zatem pan będziesz na balu i przebierzesz się? zapytał młodszy chłopiec po odejściu wysokiego jegomości.
— Będę na balu i przebiorę się — powtórzyłem jakby z pamięci jedynie.
— Oh! to dobrze! oh! to dobrze! zawołały chłopczyki i potem jeden przez drugiego zaczęli mi różne wyliczać stroje.
— Przebierz się pan za Turka, to strój taki pyszny, diamentów na nim tyle, mówił starszy.

— Przebierz się pan za minstrela![1] to nierównie piękniej, głosował młodszy.

  1. Średniowieczny poeta i śpiewak wędrowny.