Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

budzające ożywienie do życia mu wniosłam. Józia bez kłopotu niejako zastał, gdy wstąpił do domu między jedną a drugą zawieruchą; ucieszył mu się, lecz nie miał czasu odróżnić go od wszystkich innych dzieci, które kiedykolwiek pieścił, lub które go kiedykolwiek zajmowały; nie czuł go tak wyłącznie swoim, kochał go tylko jakoby za elektryczno-przewodniem uczuciem macierzyńskiego swej żony ukochania. Inne okoliczności towarzyszyły memu urodzeniu; najpierwej współboleścią i trwogą o życie najdroższej mu istoty dokupywać się musiał pierwszego mego krzyku i pierwszych słów uspokojenia, że wszystko dobrze poszło; matka bardzo długo jeszcze łóżka opuścić nie mogła. Na straszne jakieś niezwykłe jej rozdrażnienie sławny doktór Czekierski najgłębszą cichość zalecił; najpierwej tedy Józia, a potem i mnie z kołyską musiał wziąć ojciec do swego pokoju. Gdy raz już wziął, trudna sprawa; musiał w nocy wstawać, na ręku nosić, pielęgnować, dogadzać, i co pierwej dla spokojności żony czynił jedynie, to wkrótce zaczął dla potrzeby własnego serca, aż przesadzać nawet. Gdyby też nie owa konieczność starań i poświęceń, to nigdy może tak głęboko w sercebym mu się nie wślizgnęła; aleć to rzecz wiadoma, poświęcenie najsilniej nas przywiązuje do tych, dla których się poświęcamy. Gdy się matce trochę lepiej zrobiło, zaczęto się naradzać, jakieby imię wybrać dla mnie i kiedy chrzest odprawić. Co do rodziców chrzestnych prędko się rzecz załatwiła; ojciec nie miał tu w królestwie żadnych krewnych swoich, z rodziny matki przeto wybrał na ojca chrzestnego wuja mego Kazimierza, a na matkę chrzestną ciotkę Joannę. Trudniej było o wybór imienia. Matka moja, przez wzgląd na swoją matkę, chciała mnie nazwać Ewusią; lecz ojciec im więcej przy-