Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słyszał o tem, a Magdeczka jest moją przyjaciółką, mama zawsze ją tak nazywa.
— No, nie gniewaj się, Napolciu — odezwał się wujaszek, z wesołym uśmiechem, do powozu mnie wsadzając. — Jeszcze wujencia Malcia nie obeznała się tu ze wszystkiem i wzięła twoją Magdeczkę za moruska, bo jest w tej chwili z pozoru swego buziaka trochę do twojej krówki podobna; jak pozna tę ostatnią, już się mylić nie będzie. Ale, ale, zapomniałem najważniejszej rzeczy: toć muszę się dowiedzieć, czy mi zechcesz w pacht puścić Moruska, twego prawdziwego Moruska?
— I owszem, lecz tylko póty, póki tu sama nie wrócę.
— Ile żądasz kwartalnie?
O kwartałach nie miałam jeszcze jasnego pojęcia; nie troszcząc się jednak o to, stanowczo wyrzekłam, że chcę całego złotego.
— Patrzcie, jaka mądra dziewczyna — zażartował znowu wujaszek — cały złoty pieniądz, ma się rozumieć; targowałbym się z tobą, ale przy pożegnaniu jakoś nie wypada; więc dobrze, co kwartał złoty pieniądz odbierzesz — cały złoty...
Przechyliłam się jeszcze z całusem do wujaszka, ten drzwiczki od powozu zatrzasnął, furman biczem energicznie powietrze przeżegnał i ruszyliśmy za wrota.
We wsi jeszcze różne gromadki zatrzymywały nas po drodze z pokłonem i błogosławieństwem dla starszej pani, z życzliwem słowem dla ich kochanych panienek, bo po starym zwyczaju, córki babuni panienkami zwykle nazywali, a i dla nas, dla paniątek, serdecznych wyrażeń nie brakło. Gospodarze łzy mieli w oczach, kobiety głośnym płaczem zawodziły, babunia sama, choć sztywno i surowo się trzymająca, kilka razy nieznacznie