Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszyscy wiedzieli, że pan dogorywa, a pani do władzy przychodzi, chłopak też uwinął się coprędzej, tak, że w jej oczach jeszcze na koń skoczył i gościńcem za stodołami pocwałował.
Ledwie pani Dorota wróciła na swoje miejsce po tej wycieczce, dało się słyszeć stąpanie kilku osób w przyległych pokojach i zemdlonego syna jej przyniesiono.
— Czy go zabił? — zapytała, blada jak ściana wchodzących — czy ojciec zabił Jasia? — powtórzyła gwałtownie, gdy jej zrazu nikt nie odpowiadał.
Ksiądz dyrektor wzruszył niecierpliwie ramionami.
— Skądże to pani dobrodziejce takie dziwne myśli do głowy przychodzą? jeszcze Bóg skarze i rozum pomiesza. Jaś wziął do serca śmierć ojca, jak widać. Gdy go ręka ojca z błogosławieństwem dotknęła, wzruszył się bardzo i zemdlał, a pani dobrodziejka zaraz takie do niczego niepodobne przypuszczenia tworzy. Będą one nieraz panią trapiły, a jak sobie pomyślisz, żeś ostatniemu życzeniu męża umierającego zadość nie uczyniła, jeno okrutnem posądzeniem ścigałaś go w tej chwili, kiedy on już przed sprawiedliwością Bożą stawał, to ci pewnie sumienie spokojnie zasnąć nie da.
Może ksiądz dyrektor byłby się okazał prawdziwym prorokiem, gdyby ta biedna, zgnębiona istota miała jakiekolwiek sumienie; lecz jej nie dano ani moralnie, ani fizycznie rozwinąć się według praw innym ludziom przyznanych, to też kiedy Jasia ocucono i wszyscy wyszli z pokoju, ona ujęła tylko obie ręce swego syna i silnie je we własnych dłoniach ściskając, z uśmiechem głośno zawołała:
— Doczekaliśmy się, doczekaliśmy się, Jasiu! — i nagle ton zniżając, zastraszona prawie własnem zuchwalstwem, po dawnemu do ucha mu szepnęła: — Cicho, ci-