Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niby wykrzyknęła ta, która obcą mi się zdawała jeszcze ale wcale niestraszną już. — Ach! moja Tekluniu, pokazuje się, że on już wiele pożytecznych posiada wiadomości; dobrze to, że konno jeździ, mężczyzną jest przecież, mnie jednak najlepiej się to podoba, że już buciki tak wprawnie szczotkuje i sukienki sam sobie czyści.
— Piotruś powiada, że wojskowy powinien umieć wszystko sam koło siebie zrobić — odezwał się Józio sentencjonalnie.
— Nietylko wojskowy, mój Józiu — z żywością podchwyciła matka — każdy powinien to umieć i tobie się też przyda, choć nigdy wojskowym nie będziesz.
— Nigdy? — ze zdziwieniem powtórzył Józio.
— Niewarto mówić o zbyt dalekiej przyszłości — pośpiesznie gość uprzedził odpowiedź naszej matki — dzisiaj. Józio niech tylko nad tem się zastanawia, jaką to on ma dobrą siostrzyczkę; gdyby nie ona tobyśmy wszystkich jego umiejętności nie obliczyły ściśle; pójdźże tu, moja maleńka. — I gdy przyszłam — jakże ci na imię? — zapytała, głaszcząc mnie po twarzy.
Było to jedno z pytań ułożonego dla mnie przez Marcynę katechizmu. Nasłuchała się powieści o kradzionych i zabłąkanych dzieciach, więc i mnie co prędzej nauczyła:
— Jak ci na imię?
— Napoleona Hołosko, córka Tekli z Kalińskich i majora pułku drugiego ułanów, Ewarysta Hołosko.
— Gdzie mieszkasz?
— Na ulicy Zakroczymskiej pod Nr... na drugiem piętrze.
— A jakich twoi rodzice mają znajomych?
Tu następował szereg kilkunastu nazwisk, systematycznie rozdzielonych na państwa, panów i panie.
— Znam ciocię moją Joannę i wuja mego mece-