legjon, że turba dei petrarchisti nadawała ton życiu literackiemu w połowie XVI w. Najlepiej do sądzenia powołany filolog klasyczny zapewnia, że „takiego (jak Treny) cyklu elegij żałobnych na śmierć jednej osoby starożytność nie zna“.[1] Nie można tego powiedzieć o piśmiennictwie humanistycznem, gdyż sporo dzieł o typie i treści podobnej znajdujemy zarówno w poezji klasycyzującej jak i w potężnym odłamie volgare, który niezawsze z „humanizmem“ szedł ręka w rękę, lecz dla Polski, dzięki językowi i kulturze artystycznej, tworzył tegoż humanizmu część nieodłączną.
W XIII tedy i XIV wieku pospolite były w poezji nieuczonej „lamenty“ pośmiertne (głównie dziewczętom i kochankom zmarłym poświęcane) i disperate, w zwątpieniu rozpaczliwem a niekiedy w bluźnierstwach zbliżone do trenów IX i XI.[2] Ważniejsze oczywiście są cykle poetyckie, które po Petrarce głównie weszły w modę. On jest rodzicem duchowym tej bogatej gałęzi literackiej, która opiewała miłość i śmierć choćby... zmyśloną; on dostarcza jej gotowych form, motywów, a czasem wprost słownictwa. Wśród tych epigonów wielkiego mistrza padewczyk Domizio Broccardo w zbiorku sonetów opłakiwał ukochaną córeczkę nieletnią (1427), a ból ojca nieszczęsnego — pisze Rossi — wyraża się w słowach pełnych prostoty ujmującej („si manifesta in frasi d’ingenua semplicità“).[3] Zgon młodej żony opiewał w sonetach również Galeazzo di Tarsia, mało znany poeta liryczny cinquecenta;[4] znakomita Vittoria Colonna pierwszą część swego Canzoniere poświęciła in morte męża, markiza Pescary,[5] a jej współczesny Guido Postumo Silvestri da Pesaro, człowiek o burzliwej karjerze, żołnierz, uczony, lekarz i ulubiony poeta Leona X, w elegjach swych (Elegiarum Libri Duo Bologna 1524) „con ovi-