Strona:Na Sobór Watykański.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czas wejrzeć tem bardziej, gdy chodzi o tereny, jakie Kościół ogarnia, nad któremi chce dominować na mocy patentu mądrości ludzkiej. O, tu przestronne miejsce dla pokory! Tu nic nie pomoże powoływanie się na swe posłannictwo z góry. Tu „z chłopa król“ nie otrzyma królewskich honorów. Tyle tu znaczy osobista powaga, co osobista wartość. Należałoby chyba ogłosić nowy dogmat nowego Soboru Watykańskiego, że na terenie prawd przyrodzonych „im więcej a mądrych głów, tem więcej światła“.
Kończę. Kościół katolicki z woli Założyciela swego jest dla wszystkich dusz, dla wszystkich ludów. Znają go dziś wszędzie, na ostatnich krańcach globu. Nie przez genjuszów rządzony, ale przez zwykłych śmiertelnych ludzi, omylnych i ograniczonych, niechaj na terenie ludzkim, na którym każdej chwili się obraca, nie leka się jak najpełniejszego, jak najjaskrawszego światła. Za zadanie sobie przecież stawia usuwać z ziemi wszelki błąd, wszelkie zło. Steruje nim z Rzymu namiestnik pokornego Chrystusa. Ku niemu zwracają się wszystkie oczy, czekają aktu pokory. Niechaj pozwoli, aby każdy, dla kogo drogiem jest Imię Chrystusa, mógł się wypowiedzieć otwarcie, poważnie, bez szykan hierarchji — szczerze a bez ogródek o brakach współczesnych Kościoła. W czem niedopisuje wobec zbolałych serc dzisiejszych ta „mater gentium, magistra mundi“ — matka ludów, mistrzyni świata. Czego chcą od niej na