Strona:Na Sobór Watykański.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwyczają. Jest ksiądz bez żony — dobrze, jest z żoną — jeszcze lepiej.
Nie mówiono mi, co ks, biskup zrobił z tym fantem... Ale proszę pomyśleć, coby wogóle wszyscy biskupi i legislatywny Rzym zrobił z tym fantem, gdyby księża, nie robiąc głupstw z jakiemiś tam sektami, czy Kościołami narodowemi, gremjalnie, razem w całym Kościele pobrali sobie żony i donieśli o tem do ordynarjatów biskupich. „Pojąłem żonę... Ślub dał nam sąsiad najbliższy, proboszcz w N. N, Proszę Ekscelencji przyjąć wyrazy najgłębszej czci i uszanowanie od nas dwojga. Stoimy wiernie przy wierze i świętej Stolicy Piotrowej.“
Zdębieliby prawnicy Rzymu, ale na Kościół padłoby... wesele. Przybyłoby światu blisko pół miljona rodzin katolickich. Kilkaset tysięcy dusz, elita kobiecego świata, szlachetnych i rozumnych, ujęłoby w swe ramiona pochodnię wiary, by ją nieść wspólnie z mężami swymi w życie rodzin, w życie ludów. A kobieta dzisiejsza, to nie wczorajsza, umiejąca tylko prząść, prać i gotować... Na taką widocznie inteligentną, wyrobioną czekał Duch Boży długie wieki, by ją zawołać do swych ołtarzy, postawić ramię przy ramieniu swych sług i powtórzyć do niej słowa Zbawcy: „Idź... na cały świat, nauczając wszystkie narody.“
Tak mogliby księża załatwić sprawę swych małżeństw.
Ależ prawo obecne, cenzury?
Prawo obecne kościelne kłóci się najwy-