Strona:Na Sobór Watykański.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łoby się wszystkie warunki i czynniki, jakie dla jego rozkwitu i rozwoju są potrzebne... A oto — znów weszliśmy w okres powstawania herezyj w Starym i Nowym świecie. I rzecz charakterystyczna. Tło, z którego wyrastają herezje ostatnich lat, stanowi to, co stanowi dziś bezspornie największą chlubę Kościoła: hierarchja, prymat. Samodzielne kościoły narodowe, samodzielne badania źródeł objawienia bez cenzury hierarchji, sny i marzenia o jakiejś nowej epoce w chrystjanizmie, mającej stanowić nowszy jeszcze od Nowego — Trzeci Testament. — Ruiny Rzymu papieży, a na ruinach — epoka Ducha świętego, Kościół miłości.
Powstające, zwłaszcza w większej liczbie, herezje mają dla uważnego, bezstronnego obserwatora swoistą mowę. Nie każdy umie leczyć, ale ból odczuje każdy. W łonie Kościoła, złożonego z ułomnych ludzi i prowadzonego przez ułomnych ludzi, raz po raz wyniknąć mogą braki, bolesne braki. Gdy więc ból w żywym organizmie boli, a w sferach powołanych do zaradzenia brakom nie przystępują do dzieła, albo zwlekają — obyczajem przeciętnej biurokracji — wówczas bierze się do leczenia ran każdy „pierwszy lepszy“. A najczęściej zapaleńcy ideowi, ludzie duchowo niezrównoważeni, bo oni zawsze do wszystkiego są pierwsi. Nie zdają sobie z tego sprawy, czy umieją naprawiać, nie wiedzą nieraz dokładnie, co i w jakiej mierze naprawić potrzeba, ale rwą się do czynu, bo „coś zrobić się musi“. Zabiera-