Strona:Na Sobór Watykański.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rogat, szerokie życie społeczne, „O jako miła i wdzięczna jest rzecz mieszkać braci społem“. Mężczyzna świecki, czy kobieta, pragnący pozostać w bezżeństwie, zawsze znajdują kąt oparcia przy jakiejś rodzinie, nie czują się skrępowanymi w swych towarzyskich stosunkach. Mogą rozmawiać z kim zechcą, przebywać tam tak długo, jak długo zechcą. Ksiądz na to pozwolić sobie nie może. Nie może bywać częściej ani dłużej w żadnej rodzinie, bliższych stosunków nawiązywać mu nie wolno, bo... zaraz skandal, plotki, potwarze, chociażby nic nagannego nie zaszło. Zresztą, jak tu określić, co naganne, a co nie! Dla niejednego, a zwłaszcza dla niejednej gorliwej dewotki z trzeciego i pół zakonu, wystarczy najzwyklejszy, byle nieco dłuższy uścisk dłoni... Już między nimi coś jest! Zgroza, zgorszenie, rozpusta! I rzecz idzie w kurs odrazu w takiem brzmieniu.
Biedny ksiądz, dbający o swą reputację, zamyka się w swojej samotni — na plebanji. Tu zamiast rodziny widuje może starego ojca, lub staruszkę matkę, dopóki nie umrą, potem ktoś z krewnych czasem go odwiedzi. Zresztą całe jego otoczenie, wywierające wpływ na jego naturę społeczną, wpływ codzienny, to służba i gospodyni.
Tak! Księża gosposia... Ma już ona swoją sławę i wyrobione stanowisko w społeczeństwie. Głupia, a pretensjonalna dziewka, rekordowa plotkarka, przywłaszczająca sobie prawa i honory żony proboszcza, pani domu. Ksiądz jest