Strona:Na Sobór Watykański.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boży i duch Polski bronił się wprawdzie, ale nie obronił, Rzym bowiem, ten w tiarze, stanął po stronie Rzymu Cezarów i Piłatów, wraz z jego mową i zadławił, ściśle mówiąc, mowę naszą. Upstrzył ją łaciną. Stworzył makaronizm liturgji po kościołach. Nie wiedzieć, jaki naród w nich się modli.
A przecież liturgja powinna wśpiewać wiarę w duszę narodu!
We wszystkie jego warstwy i stany!
W prostaczków i uczonych!..
Uczonych? Przecież uczeni polscy rozumieją po łacinie! Zostawić im liturgję łacińską!
Tak?! A oto zdanie jednego z „uczonych“ polskich w tej mierze. Przytaczam urywek z całości.
„Sprawa unji, sprawa Kościoła narodowego,[1] z własnym językiem zamiast łacińskiego, z liturgją zrosłą z obyczajem narodowym, a jednak łącznego z powszechnym Kościołem tak zwanym rzymskim i z cywilizacją zachodnią, sprawa ta nasuwa nam przed oczy sprawę własnego obecnego łacińsko-rzymskiego Kościoła.

Jak długo łączność religijna z Rzymem była narażoną na wstrząśnienia husytyzmu i reformacji, tak długo język łaciński w Kościele miał

  1. A. Górski. Ku czemu Polska szła. Wyd. 2. — str, 225—230, — Niesłusznie autorowi podsuwano koncepcje kodurowskie „Kościoła narodowego“. Podkreśliłem odnośne miejsce tekstu, wyświetlające sprawę. — Słowa, ujęte w nawias, są moje.