Strona:My czy oni na Szląsku Polskim.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z postępującym naprzód na cudzych szczudłach, mogących mu być w każdej chwili wyjętemi z pod nóg, nikt się na seryo nie rachuje — głos w sprawach publicznych ma dziś ten tylko, kto przemawia energicznie i donośnie, i to oparty o imponującą zawsze i wszędzie liczbę, piastujących jedne i te same ideały parlamentarnych szeregowców.
Należałoby o tem pamiętać, kiedy się taką wiarę do sojuszu słabego z silnym przywiązuje.
Należałoby pamiętać, inaczej fabuła bajki La Fontaine’a odbije się fatalnie na własnej skórze.
Ale nastraszywszy nas tyle urojonemi na szczęście obawami odseparowania się na Szląsku polskim od Centrum, autor odezwy nie poprzestaje na tem.
Zdaniem jego, grożą Szląskowi w tym wypadku jeszcze dwa wielkie niebezpieczeństwa: od strony księży, którzy, jak powiada, są wszyscy z Centrum, i od strony pracodawców niemieckich, trzymających jakoby lud polski w ekonomicznej od siebie zależności.
Pierwsi wedle niego, gdy ruch przeciwcentrowy rozprzestrzeni się nad Górną Odrą, przestaną zajmować się ludem, »cofną się od wszystkiego (od czego?), albo też zostaną do tego zmuszeni«,