Przejdź do zawartości

Strona:My czy oni na Szląsku Polskim.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
szczonych i samych, nie znaliby żadnego hamulca w uciskaniu i nękaniu każdego objawu polskości. Coby czynili, uchodziłoby bezkarnie wobec obojętności prasy katolickiej, a rząd mógłby z Polakami jeszcze gorzej się obchodzić, skoroby żadna partya w parlamencie, lub sejmie go za to energicznie nie ganiła«.

Czy rząd pruski czeka tylko na to, aby się zgoda i jedność między katolikami na obszarze cesarstwa niemieckiego rozbiła, o tem ani autor odezwy, ani my dokładnie wiedzieć nie możemy. Przypuśćmy jednak, że czeka, to nie możemy pojąć, w jaki sposób jedność ta mogłaby się rozbić, gdyby Szląsk polski, lecz katolicki jednocześnie, wybrał na posłów niechcących iść pod komendę Centrum, Polaków, ale zarazem naturalnie i katolików. Przecież jedność wiary, wspólne duchowe interesa, kazałyby im zawsze i wszędzie w zasadniczych sprawach, popierać stronnictwo, stojące silnie przy wierze ojców, jak je popierają zawsze i wszędzie, gdy o te sprawy chodzi, polscy posłowie z Poznańskiego i Prus Zachodnich, choć w sejmie i parlamencie stanowią oddzielne Koło.
Przypomnijmy sobie, jak gorąco po ukończeniu tak zwanej walki kulturnej, dziękował Windhorst temu Kołu za pomoc, jaką sprawie katolicyzmu