Strona:My czy oni na Szląsku Polskim.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniszczyć, a gdy pokusy pieniężne odtrącone zostały z pogardą, wszczęto cały szereg procesów prasowych przeciwko jego redaktorowi, w nadziei, że te złamią hart jego ducha[1].

Omylono się, Miarka nie dał się ani przekupić ani nie uległ przed obawą więzienia, uderzał głośno i dobitnie w narodową strunę ludu, zdzierał bezceremonialnie z oblicza jego wrogów maskę pokrywającą ich twarz, i w chwili kiedy zawrzała w Prusach tak zwana »walka kulturna«, dziennik jego liczył już poważną cyfrę 6.000 przedpłacicieli.

  1. Wyjątek z listu Miarki do nas: »W tym to czasie zbliżył się do mnie kusiciel, ofiarując mi 30 tysięcy talarów subwencyi na lat 5, a oprócz tego po 2 tysiące za każdego posła górnoszląskiego, za 32 posłów więc 64 tysiące talarów, czyli razem 94 tysiące talarów, jeżeli »Katolik« przestanie się mieszać do polityki i do wyborów posłów, i nie będzie pisywał przeciw Niemcom. Subwencyę miałem zaraz odebrać skoro kontrakt podpiszę w Gliwicach, zaraz też złożono na moim stole zadatek. Nastąpiła straszna we mnie walka. Ubóstwo moje i wzgląd na dziatki radziły brać, sumienie zaś inaczej przemawiało. Gdy po bezsennej nocy oczy mi się skleiły, trapił mnie straszny sen, a ocuciwszy się, uczułem kurcz w piersiach. — Wiem, co ci kurcze sprawiło, odezwała się troskliwa żona. Judaszowe pieniądze. Znam cię i jestem przekonana, że nigdy nie będziesz szczęśliwym, jeśli sumienie zaprzedasz. Wróć zadatek i pozostań ubogim, lecz sprawiedliwym«. (Czytaj: Stanisław Bełza. Kartka z dziejów Górnego Szląska, str. 39).