Strona:My czy oni na Szląsku Polskim.djvu/006

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niemców, nie utonął w zalewającem wszystko dokoła nich morzu.
Na ten cud, bo do cudów chyba zaliczyć to należy, składało się wiele przyczyn. Długoletnia duchowa zależność od biskupstwa krakowskiego, blizkość Częstochowy i Krakowa, częste misye odprawiane wśród miejscowego ludu przez duchowieństwo krakowskie, wreszcie w ostatnich już nieledwie czasach pojawienie się nad wybrzeżami górnej Odry takich opatrznościowych działaczy, jak Lompa, Bogedain i Miarka, wszystko to poszczególnie i razem wzięte sprawiło, że Szląsk Górny do ostatnich chwil przechował swoją narodowość, niby skała nie uległ przed oskardem tych, którzy w gruzy roztrzaskali tyle.
Ale będąc polskim, czuł on przecież i myślał nie po polsku.
Pamiętamy te czasy, gdy przed sądy pruskie pozywano się tam, domagając surowej kary za obelżywe w powszechnych pojęciach nazwisko Polaka; pamiętamy, kiedy ksiądz Antoniewicz wygłaszał w tych stronach swoje kazania, jak lud miejscowy cisnął się gromadnie ku niemu, prosząc, by go w swoich przemówieniach nie nazywał »ludem polskim«, ale »pruskim« albo też »górnoszląskim«.
Co w tem dziwnego? Prusacy, widząc, że nie wydrą mu jego narodowości, starali mu się ją