Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I że serce me wreszcie, jakkolwiek się sili...
Lecz co ja widzę! Tutaj! Don Sylwjo z Kastylji!


SCENA DRUGA.
DONA ELWIRA, DON ALFONSO (mniemany don
Sylwjo), ELIZA.

DONA ELWIRA:
Jakimi cudem was, panie, widzą moje oczy?
DON ALFONSO:
Wiedziałem, iż przybycie me panią zaskoczy.
Żem zdołał się pocichu zakraść w mury owe,
Których strzegą rywala rozkazy surowe,
Żem uniknął tysiącznych oczu czujnej straży,
To, jak widzę, zdumienie budzi w twojej twarzy.
Nie dziw się temu, pani: nie takie, w potrzebie,
Cuda mogłaby zdziałać chęć widzenia ciebie;
Zbyt boleśnie poznało me serce, co znaczy
Zdała od ciebie, pani, los pędzić tułaczy,
I, w śród tej burzy uczuć co szaleje we mnie,
Bronić się tej pokusie siliłem daremnie.
Radość to dla mnie, pani, radość niesłychana,
Iż widzę ciebie wolną od pętów tyrana;
Lecz to szczęście, za które niebiosom szlę dzięki,
Jest zarazem przyczyną mej ciężkiej udręki,
Iż memu orężowi los, zbyt nieżyczliwy,
Wydarł ów czyn, którego ja byłem tak chciwy,
I rywala mojego wieńcząc chęci śmiałe,
Dał mu w ręce tak słodkich niebezpieczeństw chwałę.
Tak, pani, aby skruszyć twej niewoli pęta
I mnie, niemniej od niego, gnała żądza święta,
I gdyby to spotkanie mnie było sądzone,
I to ramię starczyłoby na twą obronę.
DONA ELWIRA:
Wiem, panie, wiem, że twoje niezrównane męstwo,
Niechybneby mej sprawie przyniosło zwycięstwo,