Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

DONA ELWIRA:
Nie; i nie wiem co znaczy ta mowa zbyt śmiała.
DON GARCJA:
Jeśli łaska, chciej pani być bardziej ostrożna;
Nieraz, z braku pamięci, fałsz popełnić moźna.
DONA ELWIRA:
Nie, książę, w takich rzeczach pamięć mnie nie myli.
DON GARCJA:
Zatem świadomie, pani, skłamałaś w tej chwili.
DONA ELWIRA:
Książę!
DON GARCJA:
Pani!
DONA ELWIRA:
Nie! dziś już wszystkie węzły prysły!
Powiedz mi, książę, czy ty postradałeś zmysły?
DON GARCJA:
Postradałem je, pani, w ów dzień nieszczęśliwy,
Gdym z ócz twych wypił kielich trucizny zdradliwej
I zaślepiony twoją obłudną słodyczą,
Za głos twych uczuć wziąłem chimerę zwodniczą.
DONA ELWIRA:
Lecz jakaż cię z mej strony dziś spotyka zdrada?
DON GARCJA:
Wiem, że obłudy sztuką nieźle pani włada;
Lecz próżno niech nie sili się twoja wymowa.
Rzuć okiem na to pismo: kto kreślił te słowa?
Nie widząc nawet reszty, zbyt łatwo odgadnę,
Do kogo się odnoszą te słówka układne.
DONA ELWIRA:
To jest zatem przyczyna twej całej udręki?
DON GARCJA:
Nie rumienisz się, widząc pismo własnej ręki?
DONA ELWIRA:
Nie zwykł się ten rumienić, na kim niema winy.