Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

masz co pękać ze śmiechu: jeżeli chcesz, możemy się założyć; zobaczymy, kto ma słuszność.
MOLIER: „O cóż się chcesz założyć?
LA GRANGE: „Trzymam sto pistolów, że to ty.
MOLIER: „Sto pistolów gotówką?
MOLIER: „Gotówką. Dziewięćdziesiąt które mam u Amyntasa, a dziesięć gotówką.
LA GRANGE: „Przyjmuję.
MOLIER: „Rzecz załatwiona.
LA GRANGE: „Twoje pieniądze są w wielkiem niebezpieczeństwie.
MOLIER: Twoje djablo niepewnie siedzą w sakiewce.
LA GRANGE: „Do kogóż tedy się zwrócić?
MOLIER do Brécourta: „Oto człowiek, który nas rozsądzi. Kawalerze...
BRÉCOURT: „O co chodzi?
MOLIER: Masz tobie! ten znowu przybiera tony markiza. Czy nie mówiłem ci, że grasz rolę, w której należy przemawiać poprostu, jak pan Bóg przykazał?
BREÉOURT: W istocie.
MOLIER: No więc „Kawalerze...
BRÉCOURT: „O cóż chodzi?
MOLIER: „Chciej rozstrzygnąć mały zakład, któryśmy właśnie uczynili.
BRÉCOURT: „Cóż za zakład?
MOLIER: „Spieramy się, który z nas jest markizem z Krytyki Moliera: on trzyma zakład że ja, ja znów że on.
BRÉCOURT: „Ja zaś sądzę, że ani jeden, ani drugi. Poszaleliście obaj, doprawdy, chcąc stosować do siebie rzeczy tego rodzaju. Słyszałem raz, jak właśnie uskarżał się Molier, zwracając się do osób które go o to samo pomawiały. Mówił, że nic go tak nie drażni, jak kiedy go posądzać o wzorowanie się w portre-