Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciastko ze śmietaną! Jakżem wdzięczen pani, doprawdy, żeś mi przywiodła na pamięć to ciastko ze śmietaną! Czy dość jest zgniłych jabłek na ciastko ze śmietaną! Ciastko ze śmietaną! do kata! ciastko ze śmietaną!
DORANT: No i cóż wreszcie, cóż chcesz powiedzieć, markizie? Ciastko ze śmietaną!
MARKIZ: Do djaska! Ciastko ze śmietaną, kawalerze.
DORANT: Więc cóż?
MARKIZ: Ciastko ze śmietaną!
DORANT: Powiedzże nam choć swoje racie.
MARKIZ: Ciastko ze śmietaną!
URANJA: Ależ trzeba wyjaśnić swoją myśl, o ile mi się zdaje.
MARKIZ: Ach, pani, ciastko ze śmietaną!
URANJA: Cóż się w tem panu niepodoba?
MARKIZ: Mnie? nic. Ciastko ze śmietaną![1]
URANJA: Nie! Daję już za wygraną.
ELIZA: Pan markiz dobrze się bierze do rzeczy i zapędza was w coraz ciaśniejszy kącik. Ale chciałabym bardzo, aby pan Lizydas zechciał dobić przeciwników i zadał im parę sztychów wytrawnego gracza.

LIZYDAS: Nie należy do moich zwyczajów potępiać cośkolwiek i jestem wogóle dość pobłażliwy dla cudzych utworów. Jednakże, nie obrażając sympatji którą pan kawaler objawia dla autora sztuki, wszyscy mi pewno przyznają, że tego rodzaju komedje nie zasługują właściwie na tytuł komedji, i że jest wielka przepaść między fraszkami tego rodzaju, a pięk-

  1. Ta scena z markizem wzięta jest z rzeczywistej sceny, w której rolę markiza odegrał książę de la Feuillade. Ośmieszony arystokrata, spotkawszy Moliera w królewskiej antykamerze, objął go niby z czułością za głowę, tak iż rozorał mu twarz brylantowenn guzami.